Przedstawiam
Wam drugą część opowiadania uczestniczącego w wyzwaniu „Kreatywne spojrzenie”.
Pierwszą część możecie znaleźć tu: "Tryton, Zjawa i Wampir… Taka sytuacja.”. W
tym miesiącu hasłami były: woda z sokiem, coś niebieskiego i słowa „plotka
rozrasta się po drodze”. Miłego czytania! <3
Kim jest Stanisław?
Mateusz
Gdy rano
otworzyłem oczy, już wiedziałem, że to będzie ciężki dzień. Przede mną
lewitowała, parę centymetrów nad poduszką, piramidka wielkości paznokcia. Był
to tak zwany Fiks, czyli wiadomość od przywódcy wszystkich istot
nadprzyrodzonych – Sfinksa.
Można by
powiedzieć, iż Sfinks sprawuje władzę dyktatorską, każdy musi być mu stu procentowo
podporządkowany, jednak jest on najmądrzejszym stworzeniem na Ziemi i jako
jedyny jest w stanie rządzić i osądzać sprawiedliwie, bez względu na
okoliczności. Muszę przyznać, że Sfinks jest dla mnie swego rodzaju wzorem.
Potrafi być zarazem wyrozumiały i bezlitosny, to rzadka umiejętność.
Ale
wracając do Fiksa. Gdy dotknąłem go palcem, zaświecił się i tubalny,
przenikliwy głos oznajmił:
– Sfinks przydziela misję. Proszę o pojawienie
się w jego królestwie o godzinie szesnastej. Z wyrazami szacunku, Marta Pętlik
– sekretarka. – Fiks zniknął.
Uśmiechnąłem
się do siebie. Bo czy to nie jest zabawne, że istota żyjąca od tysięcy lat ma
sekretarkę? Oczywiście, nie jest ona ludzką kobietą, jest Krasnoludką.
W końcu
wstałem, przeciągając się leniwie i wziąłem do ręki niebieski długopis, którym zapisałem sobie na ręce godzinę
wizyty u Sfinksa. Miałem dość słabą pamięć, więc lepiej dmuchać na zimnego
Sfinksa, niż sparzyć się gorącym.
Swoją
drogą, niesamowicie dziwnie żyje się na powierzchni, śpi w zwykłym łóżku i żyje
w zupełnie suchym pomieszczeniu, kiedy wychowało się w oceanie wśród innych
Trytonów…
***
Emilia
Szłam w kierunku wody. Byłam kompletnie naga, ale nie
przeszkadzało mi to. Na głowie miałam wianek z różnokolorowych kwiatów. Czułam
się lekka i wyjątkowo zwinna. Nagle zobaczyłam na jednym z drzew ptaka.
Chciałam go przywołać do siebie. Wyciągnęłam ku niemu rękę, a on nagle wybuchł,
niczym balonik, rozsypując dookoła pióra. Moje oczy zaszkliły się, a serce
zaczęło tłuc się jak oszalałe. To przecież nie ja. Ja nie mogłam go…
Podskoczyłam nagle, usłyszałam kroki gdzieś za mną. Odwróciłam
się i zobaczyłam Staśka z mojej klasy, ale wyglądał inaczej niż zwykle. Jego
zwykle stężałe i poważne rysy twarzy były delikatniejsze i wygładzone. Patrzył
w stronę Słońca, jakby go nie raziło, jakby dodawało mu energii. Jeszcze przez
chwilę zdawał się być nieprzytomny i nagle odwrócił wzrok. Skierował spojrzenie
swoich, niemal czarnych, oczu prosto na mnie, a ja zadrżałam. Chciałam coś
powiedzieć, ale byłam w stanie tylko stać nieruchomo i trząść się z zimna,
którego jeszcze przed chwilą nie czułam.
Zerwałam
się z poduszki zlana potem. Ten sen był tak niewinny, a jednak miałam wrażenie,
że coś jest nie tak. Przerażał mnie. Natychmiast wstałam, zerkając na zegarek.
Była szósta, więc i tak zaraz miał zadzwonić budzik. Poszłam do kuchni, gdzie
nalałam sobie do szklanki wody z
sokiem i wypiłam duszkiem.
***
Stanisław
Kolejny raz
odpłynąłem. Przez chwilę byłem na jakiejś plaży, gdzie wpatrywałem się w Słońce,
a potem znów wędrowałem przez nieprzebytą ciemność. Po jakimś czasie krajobraz
się zmienił. Byłem w zaciemnionym pokoju, prawdopodobnie w teraźniejszości.
Zbliżyłem się do łóżka stojącego w rogu pokoju. Spała w nim jakaś dziewczyna,
szatynka. Nagle ją poznałem. Emilia. Dziewczyna zerwała się w pewnym momencie i
rozglądała się po pokoju z przerażeniem, zupełnie jakby wyczuła moją obecność.
Dłużej nie zostałem, znów zniknąłem. Tym razem byłem w jakimś zupełnie innym
miejscu na kuli ziemskiej. Musiała tam być zupełnie inna strefa czasowa, bo
padał śnieg, a ludzie śpiewali coś, co brzmiało jak świąteczne kolędy. To była
jakaś świątynia, byłem tam jednak tylko przez parę sekund i znów przebywałem w
niebycie.
W końcu
ocknąłem się i zerknąłem na zegarek. Siódma. Mam jeszcze dużo czasu. Wstałem z
fotela i wtedy zobaczyłem, że nad moją
szafką nocną lewituje niewielka piramidka.
– Fiks – wyszeptałem i podszedłem do niego
niepewnie. Już wiedziałem, że coś się święci.
***
Amelia
„Nigdy nie byłam zakochana, ale zawsze wyobrażałam
sobie miłość jako coś w rodzaju reklamy środków czyszczących. Widzimy szarą
rzeczywistość, po czym ktoś bierze gąbkę namoczoną w miłości i wyciera plamy. I
nagle wszystkie błędy, cała samotność, idą w niepamięć. Kolory lśnią jak
klejnoty, dziesięć razy żywsze niż przedtem. Muzyka rozbrzmiewa głośniej i
dźwięczniej. Miłość, oznajmia uroczyście głos spoza kadru, dodaje życia
blasku.”
Nagle
przerywam czytanie, kiedy do szatni w której siedzę wpada Emilka.
– Autobus się spóźnił? – pytam lekko,
wkładając zakładkę do książki i chowając ją do plecaka.
– Tym razem to ja spóźniłam się na autobus,
wybacz, Mel, byłam dzisiaj rano trochę roztargniona.
– Coś się stało? – Marszczę brwi, a moja
przyjaciółka uśmiecha się słabo.
– Nic takiego, źle spalam i miałam bardzo zły
sen, ale opowiem ci później, bo za minutę zaczyna się lekcja.
Szybko
wyszłyśmy z szatni i wpadłyśmy jak burza do klasy. Na szczęście nauczyciela
jeszcze nie było. Usiadłyśmy na naszych standardowych miejscach w
przedostatniej ławce od strony ściany.
***
Michał
Siedząc w
ławce z małomównym Stanisławem, nie pozostało mi nic innego jak bawić się ze
znudzeniem długopisem. Nagle jednak do moich uszu dotarło imię mojego sąsiada,
a dochodziło z ławki na prawo ode mnie. Dziewczyny rozmawiały bardzo cicho,
jednak ja – jako wampir – mam wybitny słuch, więc słyszałem wyraźnie każde
słowo.
– No i on patrzył się na Słońce jak
zahipnotyzowany – relacjonowała Emilia. – Był taki spokojny, a rysy twarzy miał
jakieś takie… łagodne. Ale potem on nagle jakby się obudził i spojrzał na mnie
tym swoim przeszywającym spojrzeniem, tak jak wczoraj w szkole. I przez długą
chwilę patrzyłam się na niego i nie mogłam oderwać wzroku! No i wtedy się
obudziłam cała roztrzęsiona. Ten sen zdaje się być taki niewinny, a ja mam
wrażenie, jakby było w nim coś… Sama nie wiem, jak to nazwać. Nie złego, ale
coś… magicznego? Groźnego?
Niesamowite.
Takie sny miewają zwykle tylko postacie nadprzyrodzone. Spojrzałem kątem oka na
koleżankę. Czy jest kimś niezwykłym, czy to był tylko przypadek?
– Może oni wszyscy serio są jakimiś
nadprzyrodzonymi istotami? – zapytała Amelia, ale nie mówiła tego na poważnie,
raczej próbowała rozweselić przyjaciółkę.
– Stasiek to miał raczej wzrok godny Bazyliszka
– zachichotała druga z dziewczyn, a ja jej zawtórowałem w swojej ławce.
– Plotka
rozrasta się po drodze…
– Słucham? – zapytał Stasiek, kulturalnie jak
zwykle.
– Nasze koleżanki – kiwnąłem głową w kierunku
Amelii i Emilki – podejrzewają cię o bycie Bazyliszkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz