„Czy pamiętasz, że zostałeś stworzony do radości?”
~ Phil Bosmas
Lena wyszła z domu, naprędce
wkładając kurtkę, mimo zimy, pogoda była
iście wiosenna, a włosy rozwiewał jej lekki wiaterek.
I tak szła i szła, i szła, i
szła... aż wreszcie musiała się wrócić, gdyż zapomniała kluczy do domu.
Pod furtką spotkało ją duże zaskoczenie
w postaci nastolatka z figlarnym błyskiem w oku, kręcącego na palcu breloczkiem
z jej własnością.
Nie czekając na cud, dziewczyna
podbiegła do chłopaka, sapiąc mu nad uchem:
- Czy to przypadkiem nie moje?!
- Znalezione, niekradzione. -
odparł wesoło i uniósł rękę z kluczami tak, że dziewczyna mogła najwyżej na nie
popatrzeć.
Dziewczyna poczerwieniała
momentalnie na twarzy, wydęła swe policzka, po czym nieoczekiwanie ze stoickim
spokojem, odwróciła się na pięcie i poczęła iść przed siebie.
- Ejj, nie psuj zabawy! -
krzyknął za nią chłopak, ale nie otrzymawszy odpowiedzi, z westchnieniem ruszył
za oddalającą się Leną.
- Kto tu się dobrze bawi, ten się
dobrze bawi - prychnęła, przyśpieszając swe tempo.
- Wstałaś dzisiaj lewą nogą, co?
Powinnaś się cieszyć, że wziąłem te klucze, jakiś złodziej mógł by je zabrać, a
przy mnie są zupełnie bezpieczne - zaczął trajkotać Marcel, jak to zwykle miał
w zwyczaju.
- I tak trafiły w ręce złodzieja!
- parsknęła zniecierpliwiona Lena.
- Ranisz! - zakrzyknął nastolatek
łapiąc się za klatkę piersiową w okolicach serca.
- Oddasz mi te cholerne klucze?!
- dziewczyna wydęła zabawnie policzka.
- No masz złośnico! A w ogóle
gdzie patatajasz na tych swoich ponętnych nóżkach?
- W przeciwną stronę -
odburknęła, gdy wetknęła do kieszeni pęk kluczy i dalej ponowiła próbę
ucieknięcia od natręta.
- Przeciwna strona jest tam, o
ile sie nie mylę. - Wskazał na siebie, ale widząc wściekłe spojrzenie Neli,
uniósł ręce w obronnym geście i już się nie odezwał.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś
nieznośny?
- Zdaje się, że nawet ty kiedyś
wspominałaś, ale jednak ze mną wytrzymujesz, to pewnie ten urok osobisty!
- Jasne - bąknęła pod nosem
dziewczyna, nadal pędząc na tyle szybko, aby zostawić chłopaka za sobą w tyle.
W końcu dotarli do przystanku
(Marcel dotrzymując jej wytrwale tępa mimo iż niemal biegli).
Po kilku minutach spędzonych w
dziwnej ciszy, dziewczyna doczekała się swojego autobusu, a na pożegnanie
rzuciła jedynie krótkie: żegnam.
Chłopak nie był zadowolony z
takiego rozstania, więc nim zdążyła zareagować, złapał ją w niedźwiedzim
uścisku.
A potem bez słowa więcej,
wsiadła do wyczekiwanego pojazdu.
W autobusie było wyjątkowo dużo
osób, więc Nela musiała zadowolić się miejscem stojącym trzymając się barierki
i od czasu do czasu chwiejąc niepewnie w przód i w tył.
Jednak to nie przeszkodziło jej w
rozmyślaniach na temat chłopaka, który pomimo iż zjadł jej wiele, wiele nerwów,
to jednak teraz zaprzątał w dziwny sposób jej myśli.
Marcela znała od dawna i zawsze
był tak irytujący jak to tylko było możliwe, ale od jakiegoś miesiąca zaczął
się zalecać do niej niesamowicie natrętnie, co za każdym razem wytrącało ją z
równowagi.
A mimo tego, on coś w sobie
miał...
Nie był jakoś niesamowicie
przystojny, raczej przeciętny, nie był też wysportowany, a jego styl bycia
pozostawiał wiele do życzenia, ale ten szczery uśmiech, który odbijał się także
w jego oczach, gdy spoglądała na niego...
Wtedy autobus gwałtownie
zahamował, przez co Lena gwałtownie poleciała w przód, niechcący wpadając na
jakiegoś człowieka. No... w sumie, nie był to "jakiś człowiek". To
mianowicie osobnik płci męskiej, który w tej chwili patrzył na Lenę okrągłymi,
niebieskimi oczyma, nie ukrywając w nich zakłopotania.
- Och… Przepraszam! - zawołała
dziewczyna zawstydzona, gdy tylko zdołała rozeznać się w sytuacji i jakoś
wrócić do postawy stojącej.
- Nic się nie stało -
odpowiedział wesoło szatyn o niebieskich oczach. - Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku. -
cała brawura dziewczyny gdzieś uleciała pod tym ciepłym, a wręcz czułym
spojrzeniem...
- Cieszę się w takim razie -
uśmiechnął się subtelnie. - Tak w ogóle, to jestem Arek. Miło mi - ku
zaskoczeniu dziewczyny, ucałował jej dłoń.
Serce nastolatki przyspieszyło, a
resztki Marcela uleciały natychmiast z jej głowy.
- Lena - powiedziała cicho,
czując jak na jej twarzy gości siarczysty rumieniec.
- Niestety, ale ja tu już
wysiadam - powiedział smutno nowy znajomy i podchodząc do drzwi, autobus powoli
podjeżdżał na przystanek.
- Tak się składa, że ja też -
uśmiechnęła się perliście, patrząc z zachwytem w niebieskie oczy nowo poznanego
chłopaka. - Cóż za fart, no popatrz... - mówiła, jakby sama do siebie.
- Rzeczywiście, mam dzisiaj
najwyraźniej farta... - odpowiedział Arek na słowa, które de facto nie były
skierowane do niego i przepuścił Nelę w drzwiach, a następnie wyskoczył za nią
z pojazdu.
- To... gdzie idziesz teraz? -
spytała nieśmiało, zerkając na chłopaka zza przydługawej grzywki.
- Właściwie... idę do pracy, ale
mam jeszcze pół godzinki, a jako dziennikarz mógłbym się nawet nieco spóźnić,
więc, jeśli pozwolisz mi sobie potowarzyszyć…
- Chcę! - wykrzyknęła trochę zbyt
gwałtownie, przez co potem karciła się w duchu. - Jasne, że chcę... -
dopowiedziała nieco ciszej.
- Wow! Jesteś dziewczyną i wiesz
czego chcesz, jestem pod wrażeniem! - Arek spojrzał na nią z niebywałym
uznaniem.
- A dokąd ruszamy, jeśli można
wiedzieć? - zapytał wesoło zarażony entuzjazmem Leny chłopak.
- Na ciastko! Kremówkę! - mówiła,
nie potrafiąc opanować swego zapału.
- Nie wierzę. - Arek nagle
zatrzymał się na środku chodnika, patrząc na dziewczynę jak ciele w malowane
wrota, Lenę trochę to speszyło i pytająco uniosła brwi. - Spotkałem kobietę
ideał! Wiesz czego chcesz i jesz jak człowiek, a nie jak królik! Czy to dobry
moment, żebym się oświadczył?
- Nie wierzę! - klasnęła w swe
dłonie. - Spotkałam mężczyznę, który nie ucieka przed małżeństwa!
- No to widzę, że oboje mamy
niezłe szczęście dzisiaj! Pozostało nam tylko zaplanować ślub, dzieci, wnuki...
- A może przed tym, poznajmy się
- odpowiedziała z uśmiechem, wskazując dłonią na ceglasty budynek. - Jesteśmy
na miejscu, ta dam!
Weszli do środka. Pomieszczenie
było urządzone w sposób minimalistyczny, ale zarazem ciepły. Ściany miały
śliczny odcień pomarańczy, a drewniana podłoga dodawała przytulności i wprowadzała
rodzinną atmosferę.
Dziewczyna czuła wypieki na
twarzy, gdy patrzyła na chłopaka, którym większym zainteresowaniem obdarzał ją,
niżeli swoją kremówkę, a uwaga! To o czymś świadczy!
Po zjedzeniu ciasta, zamówili
sobie gorącą czekoladę, przy czym niemal piszczeli z radości, że oboje ją
kochają i rozmawiali wesoło.
Jednak wtedy jeszcze nie
wiedzieli, że ktoś ich obserwował...
Na zewnątrz kawiarenki stał
Marcel, patrząc przez szybkę na parę, która chyba nie zdawała sobie sprawy z
tego, że zachowują się jak przynajmniej para dobrych przyjaciół, jeśli nie ktoś
więcej...
Dobra, przeczytałem i czekam na więcej. Opowiadanie świetne, choć w niektórych momentach zaś mi się rzucała w oczy interpunkcja :D
OdpowiedzUsuńhttp://zapiskizwyobrazni.blogspot.com/
Pozdrawiam!