niedziela, 7 lutego 2016

Stworzony do radości

 Witamy! ;* Tym razem przybywamy do Was z humorystycznym opowiadankiem, które nosi tytuł: „Stworzony do radości”. Powstało ono spontanicznie, nie mamy też pojęcia, ile dokładnie będzie części, ale mimo wszystko mamy nadzieję, że spodoba Wam się nasza pisaninka! ~Autorki


„Czy pamiętasz, że zostałeś stworzony do radości?”
~ Phil Bosmas

Lena wyszła z domu, naprędce wkładając kurtkę, mimo zimy,  pogoda była iście wiosenna, a włosy rozwiewał jej lekki wiaterek.
I tak szła i szła, i szła, i szła... aż wreszcie musiała się wrócić, gdyż zapomniała kluczy do domu.
Pod furtką spotkało ją duże zaskoczenie w postaci nastolatka z figlarnym błyskiem w oku, kręcącego na palcu breloczkiem z jej własnością.
Nie czekając na cud, dziewczyna podbiegła do chłopaka, sapiąc mu nad uchem:
- Czy to przypadkiem nie moje?!
- Znalezione, niekradzione. - odparł wesoło i uniósł rękę z kluczami tak, że dziewczyna mogła najwyżej na nie popatrzeć.
Dziewczyna poczerwieniała momentalnie na twarzy, wydęła swe policzka, po czym nieoczekiwanie ze stoickim spokojem, odwróciła się na pięcie i poczęła iść przed siebie.
- Ejj, nie psuj zabawy! - krzyknął za nią chłopak, ale nie otrzymawszy odpowiedzi, z westchnieniem ruszył za oddalającą się Leną.
- Kto tu się dobrze bawi, ten się dobrze bawi - prychnęła, przyśpieszając swe tempo.
- Wstałaś dzisiaj lewą nogą, co? Powinnaś się cieszyć, że wziąłem te klucze, jakiś złodziej mógł by je zabrać, a przy mnie są zupełnie bezpieczne - zaczął trajkotać Marcel, jak to zwykle miał w zwyczaju.
- I tak trafiły w ręce złodzieja! - parsknęła zniecierpliwiona Lena.
- Ranisz! - zakrzyknął nastolatek łapiąc się za klatkę piersiową w okolicach serca.
- Oddasz mi te cholerne klucze?! - dziewczyna wydęła zabawnie policzka.
- No masz złośnico! A w ogóle gdzie patatajasz na tych swoich ponętnych nóżkach?
- W przeciwną stronę - odburknęła, gdy wetknęła do kieszeni pęk kluczy i dalej ponowiła próbę ucieknięcia od natręta.
- Przeciwna strona jest tam, o ile sie nie mylę. - Wskazał na siebie, ale widząc wściekłe spojrzenie Neli, uniósł ręce w obronnym geście i już się nie odezwał.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś nieznośny?
- Zdaje się, że nawet ty kiedyś wspominałaś, ale jednak ze mną wytrzymujesz, to pewnie ten urok osobisty!
- Jasne - bąknęła pod nosem dziewczyna, nadal pędząc na tyle szybko, aby zostawić chłopaka za sobą w tyle.
W końcu dotarli do przystanku (Marcel dotrzymując jej wytrwale tępa mimo iż niemal biegli).
Po kilku minutach spędzonych w dziwnej ciszy, dziewczyna doczekała się swojego autobusu, a na pożegnanie rzuciła jedynie krótkie: żegnam.
Chłopak nie był zadowolony z takiego rozstania, więc nim zdążyła zareagować, złapał ją w niedźwiedzim uścisku.
A potem bez słowa więcej, wsiadła do wyczekiwanego pojazdu.
W autobusie było wyjątkowo dużo osób, więc Nela musiała zadowolić się miejscem stojącym trzymając się barierki i od czasu do czasu chwiejąc niepewnie w przód i w tył.
Jednak to nie przeszkodziło jej w rozmyślaniach na temat chłopaka, który pomimo iż zjadł jej wiele, wiele nerwów, to jednak teraz zaprzątał w dziwny sposób jej myśli.
Marcela znała od dawna i zawsze był tak irytujący jak to tylko było możliwe, ale od jakiegoś miesiąca zaczął się zalecać do niej niesamowicie natrętnie, co za każdym razem wytrącało ją z równowagi.
A mimo tego, on coś w sobie miał...
Nie był jakoś niesamowicie przystojny, raczej przeciętny, nie był też wysportowany, a jego styl bycia pozostawiał wiele do życzenia, ale ten szczery uśmiech, który odbijał się także w jego oczach, gdy spoglądała na niego...
Wtedy autobus gwałtownie zahamował, przez co Lena gwałtownie poleciała w przód, niechcący wpadając na jakiegoś człowieka. No... w sumie, nie był to "jakiś człowiek". To mianowicie osobnik płci męskiej, który w tej chwili patrzył na Lenę okrągłymi, niebieskimi oczyma, nie ukrywając w nich zakłopotania.
- Och… Przepraszam! - zawołała dziewczyna zawstydzona, gdy tylko zdołała rozeznać się w sytuacji i jakoś wrócić do postawy stojącej.
- Nic się nie stało - odpowiedział wesoło szatyn o niebieskich oczach. - Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku. - cała brawura dziewczyny gdzieś uleciała pod tym ciepłym, a wręcz czułym spojrzeniem...
- Cieszę się w takim razie - uśmiechnął się subtelnie. - Tak w ogóle, to jestem Arek. Miło mi - ku zaskoczeniu dziewczyny, ucałował jej dłoń.
Serce nastolatki przyspieszyło, a resztki Marcela uleciały natychmiast z jej głowy.
- Lena - powiedziała cicho, czując jak na jej twarzy gości siarczysty rumieniec.
- Niestety, ale ja tu już wysiadam - powiedział smutno nowy znajomy i podchodząc do drzwi, autobus powoli podjeżdżał na przystanek.
- Tak się składa, że ja też - uśmiechnęła się perliście, patrząc z zachwytem w niebieskie oczy nowo poznanego chłopaka. - Cóż za fart, no popatrz... - mówiła, jakby sama do siebie.
- Rzeczywiście, mam dzisiaj najwyraźniej farta... - odpowiedział Arek na słowa, które de facto nie były skierowane do niego i przepuścił Nelę w drzwiach, a następnie wyskoczył za nią z pojazdu.
- To... gdzie idziesz teraz? - spytała nieśmiało, zerkając na chłopaka zza przydługawej grzywki.
- Właściwie... idę do pracy, ale mam jeszcze pół godzinki, a jako dziennikarz mógłbym się nawet nieco spóźnić, więc, jeśli pozwolisz mi sobie potowarzyszyć…
- Chcę! - wykrzyknęła trochę zbyt gwałtownie, przez co potem karciła się w duchu. - Jasne, że chcę... - dopowiedziała nieco ciszej.
- Wow! Jesteś dziewczyną i wiesz czego chcesz, jestem pod wrażeniem! - Arek spojrzał na nią z niebywałym uznaniem.
- A dokąd ruszamy, jeśli można wiedzieć? - zapytał wesoło zarażony entuzjazmem Leny chłopak.
- Na ciastko! Kremówkę! - mówiła, nie potrafiąc opanować swego zapału.
- Nie wierzę. - Arek nagle zatrzymał się na środku chodnika, patrząc na dziewczynę jak ciele w malowane wrota, Lenę trochę to speszyło i pytająco uniosła brwi. - Spotkałem kobietę ideał! Wiesz czego chcesz i jesz jak człowiek, a nie jak królik! Czy to dobry moment, żebym się oświadczył?
- Nie wierzę! - klasnęła w swe dłonie. - Spotkałam mężczyznę, który nie ucieka przed małżeństwa!
- No to widzę, że oboje mamy niezłe szczęście dzisiaj! Pozostało nam tylko zaplanować ślub, dzieci, wnuki...
- A może przed tym, poznajmy się - odpowiedziała z uśmiechem, wskazując dłonią na ceglasty budynek. - Jesteśmy na miejscu, ta dam!
Weszli do środka. Pomieszczenie było urządzone w sposób minimalistyczny, ale zarazem ciepły. Ściany miały śliczny odcień pomarańczy, a drewniana podłoga dodawała przytulności i wprowadzała rodzinną atmosferę.
Dziewczyna czuła wypieki na twarzy, gdy patrzyła na chłopaka, którym większym zainteresowaniem obdarzał ją, niżeli swoją kremówkę, a uwaga! To o czymś świadczy!
Po zjedzeniu ciasta, zamówili sobie gorącą czekoladę, przy czym niemal piszczeli z radości, że oboje ją kochają i rozmawiali wesoło.
Jednak wtedy jeszcze nie wiedzieli, że ktoś ich obserwował...
Na zewnątrz kawiarenki stał Marcel, patrząc przez szybkę na parę, która chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że zachowują się jak przynajmniej para dobrych przyjaciół, jeśli nie ktoś więcej...

1 komentarz:

  1. Dobra, przeczytałem i czekam na więcej. Opowiadanie świetne, choć w niektórych momentach zaś mi się rzucała w oczy interpunkcja :D
    http://zapiskizwyobrazni.blogspot.com/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń